- O wróblu, który jeździł tramwajem... -


-Historia ta miała miejsce w latach '70 kiedy ludzie byli nieco inni... za to wróble były takie same jak dziś...
-Na zajezdni tramwajowej w Łagiewnikach, w godzinach tak porannych, że chyba bardziej się nie da, gdy jeszcze wszystkie tramwaje smacznie śpią przed kolejnym dniem ciężkiej i wytężonej pracy. Niczym się nie wyróżniający od innych (no... może poza numerkiem) tramwaj oznaczony cyferką 2 (prawdopodobnie dwa... nie mam jednak co do tego pewności) jak wszystkie inne grzeczne tramwaje o tej poże spał... Nagle nadeszła pora budzenia... okrutny motorniczy wdarł się na pokład łomocąc swymi butami o posadzkę tramwaju...
-Nagle przez otwarte drzwi, do wnętrza pojazdu wleciał mały ptaszek... Jak się okazało był to niepozorny wróbelek, który jak gdyby nigdy nic usiadł sobie na jednej z poręczy/uchwytów których należy trzymać się podczas jazdy... Motorniczy gdy tylko zauważył wróbla, postanowił go wypędzić z publicznego środka transportu... Podszedł do niego bardzo blisko... jednak wróbel jakby go nie zauważając siedział dalej na metalowym drążku... W końcu człek machnął ręką w stronę ptaszka, a ten poderwał się do lotu z prędkością bliską prędkości dźwięku... po czym usiadł na metalowej rurce dwa metry dalej od poprzedniej pozycji... Nieco podirytowany motorniczy powtórzył całą operację... a wróbel nie kombinując za wiele zareagował w podobny sposób... I tak kilka razy...
-W końcu zdezorientowany motorniczy poprosił dowodzenie o wsparcie, które niebawem nadeszło w postaci dwóch innych tramwajarzy... Po zaciekłym boju, zdołali zmusić wróbla do opuszczenia pojazdu drzwiami... on jednak od razu po opuszczeniu przestrzeni powietrznej tramwaju, wykonał ostry skręt na lewe skrzydło, po czym łukiem skierował się w stronę drzwi umieszczonych w rufowej części pojazdu... MPK'owcy widząc to nie wiedzieli co mają począć... Jednak zaświtał im w głowie pewien pomysł... zamknęli wszystkie drzwi poza jednymi i znowu zaczęli ganiać małego ptaszka po całym tramwaju. W efekcie tych starań wróbel opuścił tramwaj zdawałoby się jedyną pozostawioną mu drogą ucieczki... Tramwajarze zadowoleni ze swego osiągnięcia rozeszli się do swoich pojazdów... Jednak wróbel nie dał za wygraną... i spowrotem wleciał do tramwaju z którego usiłowano go tak zapalczywie wygonić, poprzez szparę w uchylonym oknie... Następnie usiadł sobie wygodnie na jednej z rurek... Gdy nagle znowu zauwarzył go motorniczy... (miejsce na chwilę napięcia... Siostro!!! 220! -- Bzzzzt!)
-Lecz motorniczy nie miał już czasu aby ganiać za upartym wróblem... musiał bowiem ruszać w trasę aby nie spóźnić się na przystanek... Tak więc potężne cielsko tramwaju zaczęło powoli i ospale toczyć się po szynach niczym wielkie kwadratowe koło od roweru... Ruszyła maszyna po szynach... Targnęła doczepione do siebie wagony również wprawiając je w powolny ruch przyspieszony... W ten oto sposób, mały wróbel wyruszył w swoją wielką podróż...
-Na przystankach zaczęli wsiadać ludzie... robiło się coraz ciaśniej w mimo wszystko ograniczonym wnętrzu pojazdu. Zdawało się to jednak nie przeszkadzać małemu ptaszkowi... (albowiem ludzie wtedy nie siadali na uchwytach tak więc wróbelek miał całkiem sporo miejsca dla swej skromnej osoby) Jednak zagęszczenie w tramwaju rosło... aż w końcu pasażerowie chcąc nie chcąc musieli zajmować miejsca stojące w pobliżu wróbla... Gdy ktoś podchodził zbyt blisko, wróbel przelatywał tam, gdzie panował mniejszy tłok... Gdy komuś źle z oczu, albo nosa patrzyło... również odlatywał nieco dalej. I tak w kółko... W końcu tramwaj musiał udać się w drogę powrotną, po przejechaniu pętli... W godzinach południowych... albo nawet popołudniowych... tramwaj nr. 2 wrócił do swojej zajezdni w Łagiewnikach wioząc już ze sobą na końcowym odcinku tylko jednego pasarzera... W dodatku niewielkiego... z brązowymi piórkami itd...itp... Gdy tramwaj się zatrzymał, wróbel opuścił swoje siedzisko i wyleciał na zewnątrz...
-Na koniec dodam, że wróbel ów już więcej tramwajem nie pojechał... nie wiem dla czego ale przypuszczam że zgarnęły go kanary...